top of page

Rzucona na głęboką wodę, czyli o wywiadach ze znanymi polskiej muzyki

Pierwszy miesiąc stażu, drugi rok studiów. Doświadczenie - raczej niewielkie. „Jest koncert za tydzień. Może chcesz porozmawiać z Luxtorpedą?” – usłyszałam.


O co pytać? Ile będę miała czasu? Na odpowiedź na to drugie pytanie nie musiałam długo czekać. Dzień przed wywiadem dostałam telefon: pięć minut. Mam pięć minut. Nie wiem, czego się można dowiedzieć o człowieku w pięć minut. Pytania o to, jak im się podoba w Krynicy nie bardzo mnie interesowały. Do rozmowy przygotowywałam się już czwarty dzień i pięć minut to było za mało. Chciałam wywiad z prawdziwego zdarzenia, o ile się dało, dlatego zostawiłam tych siedem rozbudowanych pytań. Trudno, niech mnie wyproszą.


Dostałam szansę


Nie chciałam być tą, która „przyszła, chwilę pogada i napisze”. Chciałam wyciągnąć z tej szansy sto procent. Choć wiele razy słyszałam, że mam pięć, trzy minuty, żaden z tych wywiadów nie trwał krócej niż dwanaście. A w dwanaście minut można już kawałek duszy uchylić – właśnie o to mi chodziło. Żaden ze mnie specjalista do spraw gatunków muzycznych ani analiz dźwięku. Fascynuje mnie za to człowiek i to, co za nim stoi - to też próbowałam wyciągnąć z tych ludzi, których dane mi było spotkać prawdopodobnie raz w życiu i to na krótko. Za każdym razem dochodziłam do wniosku, że człowiek jest o wiele głębszy, niż nam się go przedstawia. Za Dostojewskim „Szeroki jest człowiek, zbyt nawet szeroki, ja bym go zwęził.”


W pewnym momencie przeprowadzałam wywiad nawet do trzech razy w tygodniu, bo tak odbywały się koncerty. Praktycznie nie zajmowałam się niczym innym niż przygotowania związane z wywiadami i ich obróbka. Mimo dużego natężenia i stresu - bo umówmy się, to jest stres - nie mogłam nie wykorzystać szansy, bo przecież się nie powtórzy. Co dzięki temu zyskałam jest nieocenione. Nie tylko wywiady, doświadczenie, wspomnienia, zdjęcia, ale również zyskałam uprzywilejowany sposób traktowania: jako ta, która się przykłada.


Jacy oni są?


Ci wielcy, których nazwiska sczytujemy zewsząd? Nie wiem, jacy. Wiem, jak zachowywali się wobec młodej i nieznanej dziennikarki w jakimś małym, nieważnym mieście. Chociaż właśnie to mówi dużo o człowieku. Niektórzy byli zmęczeni i tylko przez uprzejmość byli dla mnie uprzejmi. Niektórzy z ochotą rozmawiali, ale rzesza managerów trzymała ich w czasowych ryzach. Niektórzy za to przyjmowali mnie z otwartymi ramionami, zapewniali, że mam się nie spieszyć i częstowali kanapkami.


Zdarzyło się, że mój rozmówca przyjechał za późno i wiedziałam, że kilka pytań muszę wywalić. W trakcie rozmowy usłyszałam jednak „Nie, na spokojnie. To ja się spóźniłem, nie chcę żebyś musiała się przez to śpieszyć”. Możliwe, że opóźniłam wtedy koncert o jakieś pół godziny.


Zdarzyło się, że zespół wiele dla mnie osobiście znaczył i miałam wielką potrzebę powiedzenia tego jego członkom zanim zacznę wywiad. Usłyszałam wtedy pół żartem, pół serio: „to może ja powinienem wyciągnąć dyktafon i nagrywać?”


Nieraz mimo uprzejmości czuć dystans, czuć, że jest się intruzem. Nieraz jest się wyczekiwanym gościem. Nie ma reguły.


Tak, rozmawiałam z Dawidem Podsiadło


Wywiad jest podobno najbardziej cenioną formą dziennikarską. No nie wiem. Niektórzy gratulują mi rozmów z tą czy inną osobą, ale na pytanie „a czytałeś?” prawie nikt nie odpowiada twierdząco. Choć to chyba i tak nie ma wielkiego znaczenia, bo przecież robiłam to dla siebie. Robiłam, bo przynosi mi to radość. Przygotowywanie się po kilka, do kilkunastu godzin, lustrowanie biografii artysty, tłuczenie się autobusem, walka z gorylami o wejście za scenę, czekanie na swoją kolej. Stres, rozmowa. Powrót o północy, poprawianie, wysyłanie, proszenie o autoryzację, przypominanie się, proszenie raz jeszcze. Publikacja. Tak, sprawia mi to radość, ogromną. Tylko błagam, nie częściej niż raz w tygodniu.


Pytanie-klucz


Jeśli miałabym powiedzieć, czego się nauczyłam przez te trzy miesiące , powiedziałabym „nie lekceważyć wroga”. A bardziej poważnie - podchodzić do każdego rozmówcy z dużą dozą pokory i dobrze się przygotować. Jest się wtedy w stanie zadać spontaniczne pytanie w zależności, w jakim kierunku pójdzie rozmowa i oczywiście, nie wywalą na zbity pysk za pytanie zbyt banalne.


Wywiad starałam się układać tak, aby większość pytań była ukierunkowana tylko na tego artystę, nie mogła być zadana nikomu innemu. Niektóre pytania jednak powtarzałam kilku artystom z premedytacją, by dowiedzieć się, jak inne są ich podejścia do jednej sprawy. Chociaż zawsze interesowała mnie filozofia stojąca za niektórymi słowami czy tekstami artysty, nie zawsze się to sprawdza. Pytania typu „co poeta miał na myśli” czasem przeszkadzają, nauczyłam się za to pytać o bardziej ogólne postawy i tendencje kierujące ludźmi, jako twórcami. Zawsze chcę zajrzeć w duszę, kwestią jest to pytanie-klucz, które tę duszę ujawni. Dobre pytanie nie zwraca na siebie uwagi - to takie, które można by później wyciąć i na które odpowiedź zapisać w zeszycie sentencji. Takie, bez którego nie byłoby odpowiedzi, ale niepotrzebne do jej zrozumienia. Tego się nauczyłam.


Co dalej?


Uświadomiłam sobie, że dziennikarstwo nie musi polegać na brodzeniu w polityce ani na ściganiu się w ilości opisanych wypadków. Można też uprawiać dziennikarstwo zwrócone ku człowiekowi, ku temu co go wypełnia i co nim kieruje. Można skupić się na tym, co inspiruje i zachwyca. Do tego chcę dążyć.

OK, napisałam jak to jest i co chciałam osiągnąć. Czy mi się udało?

Wszystkie wywiady możecie przeczytać na tym blogu w zakładce "Kultura", albo na miastoNS.pl

FOLLOW ME:

bottom of page