top of page

"Wiem, po co wchodzę na scenę" - wywiad z Maciejem Balcarem


Znamy go jako artystę solowego, znamy też jako wokalistę legendarnego zespołu Dżem. Tym razem, mamy okazję poznać go jako kogoś, kto wie, dokąd zmierza. O byciu niezłomnym i drodze na wyżyny własnych możliwości, rozmowa z Maciejem Balcarem.


Daria Izworska: Jesteś muzykiem i tekściarzem, ale na ostatniej Twojej płycie nie ma ani jednej piosenki z Twoim tekstem. Dlaczego?


Maciej Balcar: To wynika z faktu, że w Dżemie jestem odpowiedzialny za tworzenie warstwy tekstowej, która jest dla mnie trudniejsza, niż komponowanie linii melodycznej. Pisanie zostawiam sobie więc na Dżem. W przypadku solowej twórczości, jeżeli mi coś wpadnie do głowy, to staram się to wykorzystać, ale raczej bazuję na tekstach innych. Mam tutaj odwrócony system pracy - najpierw wynajduję teksty, a potem do nich próbuję ułożyć dźwięki. W Dżemie, w większości przypadków, najpierw powstaje muzyka, a potem trzeba napisać słowa. Stąd taki podział i fakt, że na ostatniej solowej płycie żadnego tekstu sam nie napisałem.


W wywiadzie przy okazji Twojej wcześniejszej, drugiej solowej płyty, dziennikarzowi próbującemu porównać repertuar twój i Dżemu, powiedziałeś, że na płycie solowej „piosenki są proste”. Skąd takie stwierdzenie?


Nie przypominam sobie czegoś takiego i obawiam się, że moje słowa zostały źle zinterpretowane przez kogoś, z kim wtedy rozmawiałem. Błąd wynika z faktu, że nie zawsze mam okazję robić autoryzację. Jeśli chodzi o twórczość - wszystko, co wykracza poza ramy dżemowe, mieści się w moich ramach solowych, niezależnie od tego, czy piosenka jest prosta, czy bardziej skomplikowana. Jeśli chodzi o liczenie, np. "Moja rozmowa" z 1998 roku jest utworem na pięć czwartych. W porównaniu z nim można powiedzieć odwrotnie - że to dżemowe piosenki są proste. Natomiast, jeśli chodzi o warstwę tekstową - w dżemowych utworach staram się stosować prostsze teksty, bardziej bezpośrednie, czyli takie, jakie Rysiek stosował, co mi zawsze bardzo odpowiadało. Stwierdzenia wprost do człowieka, w stylu „w życiu piękne są tylko chwile”. W solowych utworach skłaniam się w kierunku trudniejszych tekstów, zawoalowanych, niebezpośrednich i bardziej poetyckich. Myślę, że jeśli chodzi o teksty, to ta wypowiedź miałaby sens, tylko, że odwrotny.


Bardzo mnie to stwierdzenie zdziwiło, stąd pytanie. Odczuwasz różnicę między występami w składzie Dżemu a solowymi? Jaka jest publiczność?


Jest różnica i tę różnicę powoduje przede wszystkim warstwa tekstowa. Co za tym idzie, różni się odbiorca, choć w pewnym stopniu ta publiczność się przenika. Wielu ludzi słuchających Dżemu zapoznało się i doceniło także mój solowy repertuar. Przy czym Dżem ma dużo większe grono słuchaczy. Starsze utwory zawierają jedynie moją interpretację, to nie ja przepuszczałem je przez swoją wyobraźnię, czyli, mówiąc dosłownie - nie są to moje piosenki, choć się z nimi bez trudu identyfikuję. Część z nich lubię bardziej, część mniej, mam też grupę dżemowych utworów, za które się nie zabieram i koledzy to rozumieją. Solowy repertuar postrzegam bardziej subiektywnie - być może niektóre utwory są kulawe i ślepe, ale to jednak moje dzieci. Pomijając incydentalne, zdarzające się na koncertach covery, jest to od początku do końca moja muzyka, z moimi tekstami albo z tekstami moich ulubionych i zaprzyjaźnionych poetów. Mam poukładane w głowie, jak te utwory miały brzmieć, jakie miały mieć harmonie, jaki miały mieć tekst. To, co robię z Dżemem i to, co robię solo - to są dwie zupełnie rożne dziedziny, choć gatunkowo można powiedzieć, że są one dość bliskie.


Czy z większą trudnością przychodzi Ci śpiewanie piosenek z solowego repertuaru, które są, po pierwsze, bardziej zaawansowane tekstowo, a po drugie – eksponują i obnażają Twoje własne uczucia?


Wszystko zależy od utworu. Jeśli jest on bardzo osobisty, to powoduje u mnie duże zaangażowanie emocjonalne i ciarki na plecach. Nawet, jeżeli to Rysiek go napisał. Z kolei w przypadku solowych utworów, niektóre teksty są opowieściami, z którymi nie trzeba się emocjonalnie identyfikować - trzeba je opowiedzieć. Przy nich nie muszę aż tak bardzo ukazywać swoich wewnętrznych odczuć.


Jesteś również aktorem teatralnym i telewizyjnym. Dlaczego akurat muzyka jest tą dziedziną sztuki, w którą angażujesz się najbardziej?


Dlatego, że większą radość sprawia mi siedzenie przy fortepianie, czy przy gitarze i rozgryzanie tekstu. Uważam, że w słowach jest już zawarty pewien rytm i melodia, którą każdy może odszukać po swojemu. Jest to dla mnie niezwykłą przygodą, zupełnie jak rozwiązywanie jakichś niesamowitych zagadek. Praca z muzyką biegnie dwutorowo - z jednej strony polega ona na tworzeniu w zaciszu domowym, a potem prezentacji materiału przed widownią i słuchaczami, którzy bardzo skrupulatnie oceniają to, co stworzę. Teatr jest też dla mnie ciekawą dziedziną sztuki, ale nie wyobrażam sobie pracy wyłącznie w teatrze. Jest to tylko druga część mojej muzycznej aktywności. Musiałbym chyba pisać spektakle, aby czuć się podobnie spełnionym, jak w przypadku pracy przy muzyce - a pisanie sztuki teatralnej wydaje mi się dużo trudniejsze. Nie powiem, stworzyłbym spektakl muzyczny z kimś, kto miałby ciekawy pomysł na libretto. Podsumowując, z teatrem mam romans, ale nie jest to stały i bardzo bliski związek.


Bycie muzykiem pomaga Ci w pracy w teatrze, choćby dlatego, że grasz w musicalach. Czy bycie aktorem pomaga Ci w tej muzycznej dziedzinie życia - wczuć się w słowa piosenki, których sam nie jesteś autorem?


Absolutnie tak. Zaczynając pracę w Dżemie robiłem to po omacku. Intuicyjnie czułem, o co w tym wszystkim chodzi, ale dopiero współpraca z aktorami Teatru Rozrywki i czasem nawet wielogodzinne, nocne rozmowy z nimi otworzyły mi o czy na to, kim jest osoba, która wchodzi na scenę. Jedni to wiedzą sami z siebie, inni muszą się tego nauczyć, niektórzy muszą to sobie uświadomić a jeszcze inni nigdy tego nie osiągną. Cech wspólnych obu tych dziedzin sztuki jest wiele i bardzo sobie cenię czas, kiedy mogę grać w spektaklu Jesus Christ Superstar. Dzięki temu dowiedziałem się, po co wchodzę na scenę.


Wiem, że na początku kariery bezskutecznie wysyłałeś swoje nagrania do wytwórni płytowych. Jak teraz, będąc cenionym muzykiem, odbierasz ten czas niepewności?


Był to naprawdę dziwny okres dlatego, że kiedy zaczynałem przygotowywać pierwszą płytę, to wszyscy dookoła sprzedawali po trzysta, czterysta tysięcy płyt - to była norma, jeśli chodzi o dobre, „sprzedające się” wydawnictwo. Jednak na pół roku przed tym, jak ją wydałem, nastąpiło załamanie rynku i z tych czterystu, ludzie pospadali do dwudziestu tysięcy, a z tych pięćdziesięciu - do trzech, czterech tysięcy. Tak też było z moją płytą - na dzień dobry sprzedałem około dwóch i pół tysiąca płyt, co w obecnych czasach jest chyba normą, ale wtedy był to horror i rozpacz, głównie też wytwórni. Miałem do płyty zmontowane teledyski, sesje zdjęciowe - wszystko było robione z pompą i w oczekiwaniu, że sprzedamy kilkaset, a nie zaledwie cztery tysiące egzemplarzy. Wtedy mój producent muzyczny, Janusz Yanina Iwański, powiedział mi, że praca muzyka może być windą na szczyt, ale z tego szczytu się często bardzo łatwo spada. Można iść też drugą drogą – schodami, stopień po stopniu na samą górę. Przy tej drugiej opcji, niezwykle ważna jest konsekwencja, cierpliwość i talent, ale gdy się wejdzie na te wyżyny własnych możliwości, bo to o tym przede wszystkim mówimy, już się tam zostaje. Jeżeli więc mam być muzykiem i kocham to, co robię - nie pozostaje mi nic innego, jak pracować w spokoju i cieszyć się tym, co stworzę. Tamte czasy były ważne, bo przyniosły mi akceptację ze strony ludzi. Zauważyłem, że jest zainteresowanie i ktoś chce słuchać moich piosenek mimo, że nie zawsze były proste tekstowo. Nie miałem możliwości osiągnąć zawrotnego sukcesu na dzień dobry, ale parę lat później koledzy z zespołu Dżem zaprosili mnie do współpracy. Było to bardzo bliskie temu, na czym się wychowywałem i co chciałem robić w muzyce. Odbieram to jako pewnego rodzaju nagrodę za i cierpliwość, wytrwałość i niezłomność, jeżeli chodzi o decyzje z kim i co grać.


Jak to jest z tym kryzysem w przemyśle muzycznym? Niektórzy mówią, ze teraz sytuacja się poprawia. Czy dziś ludzie chętniej wracają do rockowych i bluesowych utworów?


Ciężko mi powiedzieć, bo ja się kompletnie nie rozeznaję w statystykach. Jeśli chodzi o koncerty Dżemu - mogę powiedzieć, że zainteresowanie nie słabnie i zespół ma taką samą, jeżeli nie większą rzeszę słuchaczy. Ze swoim solowym materiałem natomiast od kilku lat regularnie wyjeżdżam w trasę. Oczywiście, pierwsze lata były czasem kruche - zdarzało się, że graliśmy koncerty dla paru osób, ale jednak je graliśmy. Teraz właściwie, mamy wszystkie sale w komplecie - są ludzie, którzy wiedzą o moim istnieniu, znają te piosenki i chcą ich słuchać. Nie są to, przynajmniej w zdecydowanej większości, osoby przypadkowe, nikt nie dopomina się też o piosenki Dżemu, co się na pierwszej trasie zdarzało. Z tych dwóch punktów, dżemowego i solowego, muszę powiedzieć, że nie uważam, aby ta muzyka miała się źle. Oczywiście, chciałoby się grać na większych salach widowiskowych, w sali NOSPRu czy na krakowskiej arenie Ice, ale myślę, że tutaj także potrzebna jest cierpliwość i konsekwencja. Cieszę się z tego, co mam, a mam naprawdę dużo - mamy z kolegami okazję zagrać szesnaście koncertów dzień po dniu. To się rzadko komu zdarza.

Dużo czasu i energii poświęciłeś na pomoc drugiemu człowiekowi - angażowałeś się w akcje charytatywne czy akcje oddania szpiku. Czy kiedy śpiewasz, ta myśl o drugim człowieku również Ci towarzyszy, czy człowiek, dla którego śpiewasz, jest priorytetem?


To jest absolutnie obopólna korzyść. Ja nie wierzę w dobroczynność, uważam, ze tylko Chrystus potrafił robić coś bezinteresownie. My, nawet jeżeli zajmujemy się dobroczynnością, to tylko po to, żeby się troszkę lepiej na sercu poczuć - a wtedy to już nie jest bezinteresowne. Jakby jeszcze, nie daj Boże, ktoś się zaczął puszyć tym, że jest taki wspaniałomyślny, bo zrobił coś dla innych - to jest najgorsza rzecz, jaka się może człowiekowi przydarzyć. Jest on wtedy w całkowitym błędzie i zupełnie nie rozumie, co się wokół niego dzieje.


Kiedy śpiewasz, robisz to dla siebie, czy dla słuchacza?


Robię to dla siebie i dla słuchacza. Robię to dokładnie dla obu stron. Z taką samą przyjemnością śpiewam, jak czuję, że jestem słuchany.


Wiele jest w Twoich utworach poezji. Czy sądzisz, że poezja może zmienić świat, czy, za słowami Szymborskiej, wątpisz?


To nie ma większego znaczenia. My musimy patrzeć tylko przez pryzmat siebie, nie wartościować, nie szukać odpowiedzi na to, czy coś się opłaca, czy ma sens. Na świecie jest bardzo dużo okrucieństwa, zbrodni, zwyczajnego świństwa i nieludzkości, ale z drugiej strony, jest też bardzo dużo mądrości, heroizmu i pracy u podstaw, pracy dobroczynnej. Każdy z nas, jako jednostka, musi ważyć takie rzeczy w sercu i samemu decydować, co dla niego jest ważne. Musimy sobie uświadomić, co chcemy robić i w jaki sposób żyć - jakimi chcemy być ludźmi.


Dziękuję bardzo.


Dzięki.


Wywiad przeprowadzony dla miastons.pl


FOLLOW ME:

bottom of page