top of page

"Improwizacja się z nas wyrywa" - wywiad z artystami kabaretu Jurki i Hrabi

Połączyli siły, by razem stanąć na scenie. „Staramy się wynieść to, co robimy na poziom sztuki. Najważniejsze jest przynoszenie ludziom radości i wytchnienia, ale w mądry sposób.” O tym, czym jest dzisiaj kabaret, o improwizacji i granicach, których skecz nie powinien przekraczać mówi Dariusz Kamys z kabaretu Hrabi i Wojciech Kamiński z kabaretu Jurki.


Daria Izworska: Hrabi i Jurki – dwie różne grupy kabaretowe. Co, wprawnym okiem kabareciarza macie wspólnego, a co was między sobą różni? Dariusz „Kamol” Kamys: Myślę, że mamy podobne podejście do kabaretu. Wyrastamy z jednego pnia, jakim jest środowisko zielonogórskie. Może mnie głupio to powiedzieć, bo jestem z kabaretu Potem, ale wszystko się zaczęło właśnie od kabaretu Potem i od Władka Sikory, który był takim szamanem i nadawał naszym działaniom kierunek. Myślę, że ten wspólny pień nauczył nas myśleć o kabarecie i o scenie w pewien szczególny sposób. Łączy nas chociażby fakt, ze unikamy w skeczach polityki.


Wojtek „Znany” Kamiński: Mnie jest mniej głupio o tym powiedzieć – my, jako kabaret Jurki uczyliśmy się sztuki kabaretowej od kabaretu Potem i pierwsze kroki stawialiśmy właśnie pod okiem Kamola, Władka Sikory, Aśki Kołaczkowskiej i pozostałych potemowców. Rzeczywiście, mówię teraz do kabaretu Potem, to wyście stworzyli ten pień a my z tego pnia, jako ta gałązka, wyrośliśmy.


Dariusz „Kamol” Kamys: Idziemy dalej tą ścieżką, bo i nam i kabaretowi Jurki odpowiada ten apolityczny nurt, co też było jednym z czynników, które dały nam możliwość współpracy. Doskonale się rozumiemy i jest nam bardzo po drodze.

Wojtek „Znany” Kamiński: Mamy wspólny grunt. Często w świecie show biznesu istnieje duża rywalizacja. Jak jest w świecie kabaretu? Jak między Wami?


Dariusz „Kamol” Kamys: Ja myślę, że kabaret jest wyjątkowym zjawiskiem. Różnie patrzę na poczynania moich kolegów z branży, raz podobają mi się bardziej, raz mniej, ale nie ma tu czegoś takiego, jak niezdrowa rywalizacja. Każdy kabaret znajduje swoją własną niszę, swoich własnych wielbicieli i nawzajem nie wchodzimy sobie w paradę - mało tego, stać nas na to, aby się integrować. Wspaniałym obszarem integracji jest tutaj tenis. Wiele osób z kabaretu gra w tenisa i od dwóch lat organizujemy w Zielonej Górze tzw. Artist Camp, czyli takie kabaretowe mistrzostwa Polski, na które zjeżdżają kabareciarze z różnych grup. Tam gramy w tenisa nie patrząc, kto jest z jakiego kabaretu i jakie ma do niego podejście – to przestaje być ważne. Ważny jest tenis, ważne są wzajemne relacje. Stać nas na integrację i myślę, że pod tym względem środowisko kabaretowe jest troszeczkę wyjątkowe. Z tego, co wiem, w środowisku aktorskim jest dużo gorzej.




Wojtek „Znany” Kamiński: Trudno się nie zgodzić. Nie zdarza się, aby między poszczególnymi kabaretami były jakieś udry, ja o takich nie słyszałem. Faktycznie, dość zgodnie żyjemy, spotykamy się na festiwalach i zwykle są to bardzo miłe spotkania towarzyskie. Również serial „Spadkobiercy” był oparty na aktorach różnych kabaretów i muszę powiedzieć - jako aktor, bo Darek był reżyserem - nie brałem udziału w niczym piękniejszym. Spotkali się ludzie, nie dość, że z różnych kabaretów, to bardzo różne osobowości i wielkie osobowości, a jednocześnie dobrzy ludzie. Serial nas zjednoczył i jest to dowód na to, że potrafimy świetnie ze sobą współpracować.


Dariusz „Kamol” Kamys: Dobrzy ludzie, Wojtek trafnie powiedział. Bo naprawdę, wśród kabaretów jest dużo dobrych ludzi, a na poparcie tej tezy mam konkretne przykłady. Często się zdarza, że ktoś zbiera pieniądze czy to na jakąś operację, czy ze względu na chorobę i wiem, że wśród kabaretów tacy ludzie znajdują zrozumienie i konkretną pomoc.


Wojtek „Znany” Kamiński: Wśród wszystkich kabaretów.


Dariusz „Kamol” Kamys: Jeszcze tak pojadę melancholią - zdarzyły się nam dwa takie smutne przypadki, kiedy Gosia Zwierzchowska i Adam Pernal, nasz kolega z kabaretu Potem walczyli z nowotworem. Kabarety zrobiły wtedy coś pięknego - i to nie tylko ci bezpośrednio zaprzyjaźnieni z Gosią i ze Smutnym, ale całe środowiska kabaretowe organizowały zbiórki pieniędzy, czy koncerty. Środki na rzecz zainteresowanych spływały z całej Polski i to było naprawdę fantastyczne. Z tymi „Spadkobiercami” to Panowie wyprzedzili pytanie. Wiem, że początki tego serialu to były lata grania na pomniejszych scenach, zanim jeszcze mogliśmy to obejrzeć w telewizji. Kilka lat temu zakończyła się jego transmisja. Czy on jeszcze gdzieś istnieje, czy możemy się spodziewać kontynuacji?


Dariusz „Kamol” Kamys: Serial ma swoje początki w małym studenckim klubie Gęba, który miał niski budżet, ale ambitnych ludzi, którzy chcieli, aby dużo się w tym klubie działo. W ten sposób, co tydzień mieliśmy pewna imprezę – odgrywaliśmy jeden odcinek i tydzień w tydzień ludzie na niego przychodzili. Później serial zaczął pojawiać się na festiwalach, już z udziałem kabaretów z całej Polski, potem trafił do telewizji. Nie ma go od kilku lat, to prawda. Być może się pojawi, bo temat nie jest pogrzebany, ale pojawić się może w jakiejś innej formie, niż dotychczas. Nie chciałbym teraz za dużo o tym mówić, poczekajmy na konkrety. Teraz jest to w sferze projektów.


Jak długoletnia działalność w tym serialu improwizacji rozwinęła Was, jako aktorów? Wojtek „Znany” Kamiński: Bardzo! To jest pytanie, które sugeruje odpowiedź. Widz, który ma dostęp do YouTube może to sobie nawet prześledzić – filmiki są zazwyczaj datowane. Na pewno serial „Spadkobiercy”, czy też improwizacja, jest integralną i wielką częścią tego rozwoju. Mnie osobiście serial dał bardzo dużo - sporo pewności siebie i, przede wszystkim, możliwość obcowania z ludźmi, którzy mają ogromne doświadczenie sceniczne, czy też estradowe, otwarte głowy i którzy są największymi twórcami kabaretowymi dzisiejszych czasów. To rozwija, samo przebywanie z tymi twórcami rozwija. Serial „Spadkobiercy” to nie tylko występowanie na scenie i wspólne improwizowanie, ale też rozmowy w garderobie, wymiana poglądów, zwykłe ludzkie rozmowy – to wszystko mocno na mnie wpłynęło, więc pytanie było sugerujące.

Cóż, przepraszam.


Wojtek „Znany” Kamiński: Ależ nie, bardzo słusznie. To miało i ciągle ma ogromny wpływ, bo dalej współpracujemy ze sobą - choćby z kabaretem Hrabi. Cały czas pozwalamy sobie na sporo improwizacji, lubimy to, uwielbiamy to, taplamy się w tej improwizacji, pływamy w niej i to jest piękne. Ciągle robimy jakieś kroki do przodu.


Dariusz „Kamol” Kamys: Jest jeszcze jedna istotna rzecz. Improwizacja, czy to w osobnej formie, czy to w serialu „Spadkobiercy”, czy w skeczach, pozwala artystom - bo uważam, że jesteśmy artystami i kabaret jest sztuką - zachować pewną świeżość. Chroni przed rutyną, bo powtarzanie w kółko skeczy, które raz zostały nauczone, może prowadzić do utraty pewnej czujności i umiejętność naturalnej gry. Improwizacja natomiast cały czas wymusza czujność i pozwala transponować wszystkie doświadczenia z nią związane do naszych programów kabaretowych. Dodaje to naszemu repertuarowi lekkości, zwiewności i urody. Wojtek „Znany” Kamiński: …i nieustającej świeżości, ponieważ kiedy skecz już przysycha i troszeczkę w swoich stawach trzeszczy, wprowadza się improwizację - ona sama wchodzi, bo się z nas wyrywa. Wtedy ten skecz znowu dostaje życia i się odświeża - jest nowa energia, wszystko się oliwi i rusza do przodu. Czy podczas improwizacji zdarzyło Wam się posunąć za daleko i w rezultacie, na antenie padło coś, co nie powinno paść?


Dariusz „Kamol” Kamys: To się zdarza, w „Spadkobiercach” były takie sytuacje. To jest ryzyko, ale my zawsze byliśmy zabezpieczeni tym, że te improwizacje nie szły na żywo. To nie były jednak jakieś nagminne rzeczy - bardziej incydentalne, bo jednak świadomość aktorów jest na tyle wysoka, że potrafią nad tą improwizacją zapanować.


Wojtek „Znany” Kamiński: Ze swojej strony mogę powiedzieć, że zdarzyły się takie momenty i gdzieś padło jedno słowo czy znanie za daleko. Improwizacja jest czasami strumieniem świadomości i żeby ten strumień wypływał ze środka, trzeba sobie pozwolić na zrobienie czegoś żenującego. Jeśli człowiek da sobie tę szansę na błąd… Dariusz „Kamol” Kamys: …jeśli uśpi chloroformem wewnętrznego cenzora…


Wojtek „Znany” Kamiński: …wtedy to wszystko nabiera jeszcze większej lekkości i jest piękniejsze. Nawet jak się zdarzy kleks - jest on niczym, w porównaniu z tym, co potrafi się wydarzyć.


Dariusz „Kamol” Kamys: Poza tym, widownia ma świadomość, że aktorzy improwizują i potrafi wybaczyć taką wpadkę. Co jest fajne, publiczność ma wobec improwizatorów inny próg oczekiwań, występuje szczególny rodzaj napięcia i ta wymagalność, w sensie artystycznym, jest trochę obniżona. Nie wiem Wojtku, czy się ze mną zgadzasz?


Wojtek „Znany” Kamiński: Tak, zgadzam się. Dariusz „Kamol” Kamys: Jezu, już się bałem.


Śmiejemy się z żartów prześmiewczych, czasem obraźliwych. Gdzie jest granica, wychodząc za którą posuwamy się za daleko?


Dariusz „Kamol” Kamys: Każdy kabaret kieruje się swoim własnym sumieniem. Obserwując inne kabarety zauważam, że granice są poprzesuwane w różnym stopniu. Jest to kwestia pewnej wrażliwości, pewnej empatii. Mogę powiedzieć, jak jest w kabarecie Hrabi – są takie tematy, których nigdy nie będziemy eksplorować mając świadomość, że mogą niektórych dotknąć. My chcemy ludzi bawić, chcemy im nieść radość, nie zależy nam, aby kosztem śmiechu kogoś krzywdzić. To nie jest w porządku i dlatego nie będziemy eksplorować kwestii kościoła, wiary, czy takich bardzo trudnych tematów typu pedofilia. To są rzeczy, które dla wielu ludzi są zbyt bolesne i nie ma potrzeby ich dotykać. Wojtek „Znany” Kamiński: Kabaret robi skecze – z angielskiego to szkic, więc coś bardzo wstępnego, krótka forma. Ważnych rzeczy nie da się czasami powiedzieć w krótkiej formie, ponieważ należałoby to potraktować bardzo płytko. Jeśli to jest coś, co może kogoś bardzo boleć i może być potężnym problemem, to chyba warto sobie odpuścić i nie robić nikomu krzywdy tanim śmiechem? Nam, jako Jurkom, zdarza się czasami ocierać o pewne istotne problemy, ale zawsze staramy się to robić ze smakiem i wyczuciem - tak, aby zasygnalizować problem, natomiast nie próbować go roztrząsać. Skecz jest za krótki na takie roztrząsanie. Za czasów PRL kabarety stały na pograniczu cenzury i pełniły swego rodzaju misję - były takim depozytariuszem wolności słowa. Jaką kabarety pełnią rolę dzisiaj? Dariusz „Kamol” Kamys: Według mnie, sztuki - sztuki kabaretowej. Kabaret jest sztuką rozśmieszania, dlatego warto o ten status walczyć – my staramy się wynieść to, co robimy właśnie na ten poziom sztuki. Najważniejsze jest przynoszenie ludziom radości i wytchnienia, ale w taki mądry sposób. Wojtek „Znany” Kamiński: To prawda. Oczywiście, zjawisko kabaretu zostało mocno przez telewizję sprowadzone do pospolitej rozrywki, ponieważ częstotliwość pokazywania go na małym ekranie jest tak duża, że ludzie mogą źle do niego podchodzić. Zgadzam się jednak z Darkiem - to jest po naszej stronie, jako kabaretów, żeby próbować to robić jako sztukę. Dariusz „Kamol” Kamys: W tamtych czasach wszystko było proste – był świat biały, był świat czarny. Oczywiście, kabarety opowiadały się do tej białej stronie i łatwo było walić jak w bęben w tą czarną. Wojtek „Znany” Kamiński: Bardziej czerwoną.


Dariusz „Kamol” Kamys: Natomiast teraz sytuacja jest bardziej skomplikowana, ponieważ Polska i społeczeństwo jest podzielone na wiele różnych sposobów myślenia. Zabieranie głosu jeśli chodzi o politykę, wymusza opowiedzenie się po którejś ze stron. Ja nie chciałbym tworzyć kabaretu jakiejś opcji, jakichś ludzi o określonych poglądach. Ja chcę robić sztukę, która będzie trafiała do wszystkich.


Wojtek „Znany” Kamiński: Będąc kabaretem jakiejś opcji, równocześnie traci się wolność.


Dariusz „Kamol” Kamys: O właśnie! Bardzo dobrze. Sam to wymyśliłeś?


Jesteście aktorami. Nie ciągnie Was, aby zagrać coś poważnego? Jakiś dramat?


Dariusz „Kamol” Kamys: Mówiąc o sobie - myślę, że jakbym zagrał w dramacie, to faktycznie - byłby to dramat. Wojtek „Znany” Kamiński: Ja jestem w trakcie przygotowywania przedstawienia teatralnego i to, rzeczywiście, będzie dramat. Spróbuję odnaleźć się w tej roli.


Dariusz „Kamol” Kamys: Myślę, że to jest dobry kierunek - tutaj posłodzę troszeczkę. Mieliśmy kiedyś bardzo prężny ruch filmowy w środowisku zielonogórskim, nazywał się Wytwórnia A’ YOY i Wojtek był chyba najbardziej rozchwytywanym aktorem we wszystkich filmach. Dramatyczna strona aktorstwa ma prawo się Wojtkowi udać i jestem przekonany, że tak będzie.


Wojtek „Znany” Kamiński: Ja z resztą uważam, że śmiech jest bardzo mocno oparty na dramacie i za każdym śmiechem stoi jakiś dramat. Jestem też autorem tekstów, które wykorzystuję i myślę, że jeśli odpowiednio do tego podejdę, uda mi się wyjąć dramat na pierwszy plan.


Dariusz „Kamol” Kamys: Na pewno będzie to ciekawe doświadczenie.


Co dalej w Waszej twórczej działalności? Współpraca się zacieśni?


Dariusz „Kamol” Kamys: Jeśli chodzi o współpracę, dalej będziemy grać ten program, modyfikować go, bo on nie jest gotowy i zamknięty - cały czas przy nim grzebiemy, poprawiamy i on rzeczywiście staje się lepszy. Jeszcze sporo go będziemy grać, bo to daje nam bardzo dużą satysfakcję i frajdę, że możemy razem być na scenie. Co do dalszych przedsięwzięć – nie myślimy w ogóle o tym. Życie jest jak pudełko czekoladek - jak powiedział Forrest Gump - nie wiadomo, na co się trafi. Kto wie?


Wojtek „Znany” Kamiński: To jest jeszcze tak świeże i młode, takie czyste, że nie sposób z tego zrezygnować i myśleć o jakichś innych miłościach. Na razie kochamy to miłością pierwszą i wielką i będziemy to dalej wspólnie przedstawiać Wiem, że kabaret Hrabi szykuje też premierę nowego programu. Dariusz „Kamol” Kamys: Oprócz współpracy, każdy z kabaretów prowadzi swoją własną, indywidualną działalność: kabaret Jurki jest świeżo po premierze, byłem na premierze, bardzo mi się podobało, uśmiałem się jak norka. Czułem się wprawdzie dziwnie, bo od dawna nie byłem na jakimś koncercie, gdzie ktoś występował, ludzie się śmiali, a ja siedziałem - a nie byłem na scenie. To bardzo ciekawe doświadczenie. Prawda, my też pracujemy nad programem, będzie nosił tytuł „Cyrkuśniki”, w sierpniu będzie premiera. Cały czas szukamy nowych pomysłów, nowych rozwiązań, nowych konwencji, bo chodzi o to, żeby się rozwijać.



Wywiad przeprowadzony dla miastoNS.pl

źródło: [LINK]

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/14879527/?claim=5tva4gs2qa3">Follow my blog with Bloglovin</a>

FOLLOW ME:

bottom of page